Test obiektywu Nikon Z 600 mm f/4 TC VR S - najdroższy obiektyw Nikkor Z na rynku!
Są na rynku sprzętu fotograficznego obiektywy, które wszyscy doskonale znają, cenią i używają ich na co dzień. Takimi obiektywami są na przykład zoomy 24 - 70 mm f/2.8 czy standardowe pięćdziesiątki. Są też obiektywy, których większość fotografów niewykonujących bardzo konkretnego typu zdjęć nigdy nie będzie miała ani okazji, ani nawet potrzeby użyć. Dziś porozmawiamy o jednym z obiektywów, należącym do tej drugiej rodziny - na przykład Nikon Z 600 mm f/4 TC VR S.
Zacząć należałoby od tego, że samo przygotowanie Nikona Z 600mm f/4 TC VR S do pracy zajmuje dłuższą chwilę. Owszem, biorąc pod uwagę jego ogniskową i jasność względną, nie jest to przesadnie duży obiektyw. Patrząc obiektywnie jednak jego wymiary to nadal 16,5 cm średnicy i prawie 44 cm długości przy wadze przekraczającej nieco 3 kg. Dość powiedzieć, że decydując się na jego zakup dostajemy go w specjalnym pokrowcu, który jest rozmiarów całkiem pojemnego plecaka fotograficznego.
Sięgamy więc do futerału, pozbywamy się przedniego dekielka, który w tym konkretnym przypadku ma gabaryty talerza obiadowego i zrobiony jest z usztywnionego od frontu materiału z zapięciem na rzep, po czym przykręcamy ogromną osłonę przeciwsłoneczną. Obiektywu Nikon Z 600mm f/4 TC VR S nie ma sensu próbować montować do korpusu aparatu - dużo wygodniej, bezpieczniej i stabilniej jest dokręcić aparat do obiektywu stojącego pionowo na ziemi.
Kiedy już uda nam się połączyć obiektyw z korpusem warto szybko pozbyć się nawyku chwytania tego zestawu za sam aparat. Mimo, że Nikon Z9, z którym miałem przyjemność używać tę sześćsetkę, wydaje się aparatem niezwykle wręcz wytrzymałym, to widywałem w życiu zdjęcia, na których widać było wyrwane z korpusów mocowania bagnetowe wiszące na końcu długiego i ciężkiego obiektywu. Załadowany akumulatorem Nikon Z9 waży 1,3 kg czyli trochę ponad ⅓ tego, co omawiany obiektyw - odpowiedź na pytanie “za co trzymać ten zestaw?” nasuwa się więc sama. Polecam z całą stanowczością wyrobić sobie nawyk chwytania go za mocowanie statywowe obiektywu. Jest ono umieszczone idealnie w środku ciężkości konstrukcji i sprawia wrażenie solidnego punktu podparcia. Zdecydowanie przydatny może być też monopod. Choć trudno w to uwierzyć, fotografowanie tym zestawem z ręki nie jest niemożliwe, ale tylko przez pierwszych kilka zdjęć - masę sprzętu po kilku minutach zaczyna być naprawdę czuć.
Fotografujemy Nikon Z 600mm f/4 TC VR S
Pierwsze co przychodzi na myśl podczas wykonywania zdjęć sześćsetką to fakt, że trzeba nabrać wprawy w celowaniu i wyszukiwaniu kadru. Utrudnieniem jest tu bowiem niezwykle wąski kąt widzenia. Przy pełnoklatkowej matrycy wynosi on nieco ponad 4 stopnie. Zanim więc uda nam się znaleźć w wizjerze aparatu to, co przed chwilą wypatrzyliśmy gołym okiem, mijają cenne sekundy. Warto posiłkować się otwieraniem drugiego okiem, ale przy ogromnej różnicy w kątach widzenia i skali powiększenia sześćsetki, ten manewr też wymaga dłuższej chwili na oswojenie się.
Po przyzwyczajeniu się do celowania ogromne wrażenie robi współpraca dwóch układów stabilizacji - tego umieszczonego w obiektywie i tego w korpusie. Oczywiście użycie monopodu nadal jest dobrym pomysłem, ale nawet jeśli z niego korzystamy, uzyskujemy tylko jednopunktowe podparcie. Dzięki stabilizacji obraz w wizjerze zdaje się przepływać przed naszym okiem, a płynność tego przepływu zrywają dopiero zdecydowane szarpnięcia aparatem. Gdybym sam tego nie sprawdził, to nie uwierzyłbym, że używając monopodu wykonać nim zdjęcia nawet przy czasie rzędu 1/60 sekundy. Wy musicie uwierzyć mi na słowo, ale jest to jak najbardziej wykonalne, a nawet niespecjalnie trudne. Połączone działanie układów stabilizacji w obiektywie i korpusie Nikona Z9 to absolutna klasa mistrzowska.
Następny w kolejce jest układ autofocusa. Minimalna odległość ustawiania ostrości w Nikonie Z 600 f/4 TC VR S to 4,3 m. Przy wyłączonym wbudowanym telekonwerterze (o którym szerzej za chwilę) jego maksymalna skala odwzorowania to 0.14. Na obudowie obiektywu znajdziemy oczywiście przełącznik pozwalający narzucić limit ustawienia ostrości od 10 metrów do nieskończoności, ale w całej skali autofocus sprawuje się wyśmienicie. Ostrość ustawiana jest w ciągu milisekund i kontrolowana z olbrzymią dokładnością. Każde zdjęcie jest ostre i naprawdę trudno jest cokolwiek zepsuć. Warto też pamiętać, że przy fotografowaniu obiektywem o ogniskowej 600mm, spore znaczenie ma już przejrzystość powietrza. Ja fotografowałem panoramę Warszawy z Kopca Powstania Warszawskiego. Do kominów elektrociepłowni Siekierki, które możecie zobaczyć na zdjęciach przykładowych jest z niego w linii prostej niecałe 3,5 km.
Jakość obrazu Nikon Z 600mm f/4 TC VR S
W kwestii jakości produkowanego przez Nikona Z 600mm f/4 TC VR S obrazu, mogę użyć tylko jednego słowa: ZACHWYT. Oczywiście mam świadomość, że bardzo trudno byłoby mi wybronić obiektyw kosztujący 80 tysięcy złotych, gdyby okazał się kiepski optycznie, ale cóż.. Nie mam powodu by go bronić.
Podłączony do Nikona Z9 wyposażonego w 45-megapikselową matrycę produkuje zdjęcia, których ostrość i szczegółowość są absolutne. Jednocześnie już od pełnego otworu przysłony trudno dopatrzeć się tutaj jakiejkolwiek tendencji do „mydlenia”. Nie widać też oznak aberracji chromatycznej na kontrastowych krawędziach. Mając z tyłu głowy cenę tego obiektywu trudno powiedzieć, że jest to czymś zaskakującym, ale jednocześnie trzeba przyznać, że nie ma wątpliwości dlaczego został on tak a nie inaczej wyceniony.

Dwa obiektywy w jednym - Nikon Z 600mm f/4 TC VR S
Wspomniałem chwilę wcześniej o wbudowanym telekonwerterze i przy nim też warto byłoby się na moment zatrzymać. Przestawienie niewielkiej dźwigni, umieszczonej w pobliżu mocowania obiektywu do korpusu wprowadza do układu optycznego dodatkową grupę soczewek. Skutkuje to pomnożeniem ogniskowej przez 1.4 i spadkiem jasności obiektywu o jedną działkę. Otrzymujemy więc de facto drugi obiektyw o ogniskowej około 840mm ze światłem f/5,6.
Tak się składa, że razem z omawianym Nikonem Z 600mm f/4 TC VR S miałem przyjemność zapoznać się również z Nikonem Z 800mm f/6.3 VR S, czyli drugim flagowym teleobiektywem Nikona. Zestawiając ze sobą sześćsetkę z włączonym telekonwerterem i osiemsetkę okazuje się więc, że sześćsetka jest lepszą osiemsetką, niż prawdziwa osiemsetka. I jakkolwiek zabawnie to brzmi, fakty mówią same za siebie: sześćsetka z włączonym telekonwerterem ma o około 40mm dłuższą ogniskową i jest o ⅓ działki jaśniejsza od prawdziwej osiemsetki. Jest też od niej przeszło dwa razy droższa.
Jednocześnie poza zmniejszeniem jasności o jedną działkę, jedynym widocznym efektem włączenia telekonwertera jest pojawienie się w obrazie winiety. Nie jest ona jednak przesadnie problematyczna. Oczywiście nawet na oficjalnej stronie Nikona umieszczono wykresy MTF, które pokazują pewien spadek ostrości po włączeniu telekonwertera, ale muszę szczerze przyznać, że zdjęcia wykonane z telekonwerterem oglądane gołym okiem robią wrażenie równie ostrych co zrobione bez niego.

Dla kogo jest Nikon Z 600mm f/4 TC VR S?
Wydaje mi się, że by kupić obiektyw taki jak ten musi zostać spełniony jeden z dwóch warunków. Musi on albo bardzo dobrze na siebie zarabiać, albo sprawiać swojemu użytkownikowi ogromną radość. Niby może robić obie te rzeczy na raz, ale to niezwykle rzadki przypadek. To bardzo nietypowa i niecodzienna optyka, która sprawdzi się w bardzo konkretnych zastosowaniach. Fotografowie sportu, przyrody i spotterzy to chyba 3 główne grupy odbiorców tego typu konstrukcji. Jeśli należysz do którejś z tych grup, pracujesz na sprzęcie Nikona, jakość produkowanego obrazu i kultura pracy mają dla ciebie najwyższy priorytet, za to w ogóle nie mają go kwestie finansowe, to jest to zdecydowanie obiektyw dla ciebie.
